Select Language

poniedziałek, 23 września 2013

Wrocław kocham, czyli Wroclove'ska majówka

Za studenckich czasów bywaliśmy częstymi gośćmi Wrocławia. Potem nastąpiła dłuuuuga przerwa. Studencka wolność się skończyła, a zaczęła praca, z której nie da się tak ot, urwać jak z piątkowych wykładów. Na szczęście mamy jeszcze do kogo pojechać i  zamierzamy czasem skorzystać z darmowego noclegu pod Wrocem w towarzystwie Pawła, Zuzy i Tyldy.
Tak też było w ten ostatni majowy weekend. Okazji do odwiedzin było wiele: moi rodzice pierwszy raz na Dolnym Śląsku, nowe mieszkanie miśków, majówka...

Wyruszyliśmy zatem skoro świt 1 maja pełni planów na najbliższe dni. Piecowice pod Wrocławiem przywitały nas miło i wesoło, ale największe obawy budziła dziwna pogoda. Jednak pierwszego dnia nie zniechęciła nas do spacerów i ruszyliśmy do miasta.

Wrocławska przygoda zaczęła się dla Adaśka i moich rodziców w Parku Szczytnickim. Zaczęliśmy od spacerku dokoła pergoli, która jeszcze niestety z racji pory roku nie była jeszcze porośnięta zielonym gąszczem. 

Potem obejrzeliśmy Halę 100-Lecia (i tak zwana przez większość ludzi Halą Ludową). W 2006 roku hala została uznana za obiekt światowego dziedzictwa UNESCO. W 1933 r. przemawiał tam Adolf Hitler.

Cyknęliśmy też obowiązkową fotkę przy stumetrowej iglicy i Wytwórni Filmów Fabularnych i ruszyliśmy do domu na kolację (pora była późna, a na termometrze może ze 12 stopni).

Drugi dzień przywitał nas ulewą....Paweł przewiózł rodziców samochodem przez miasto, zabrał na Wieżę Matematyków i Ostrów Tumski, ja zostałam z marudnym Adasiem w domu.

Kolejny dzień - pogodowy armagedon, zimno, pada, nic się nie chce...W akcie desperacji (bo ileż można siedzieć w domu i gadać) wskoczyliśmy we wszystkie ciepłe ciuchy jakie mieliśmy i mimo ulewy pojechaliśmy się trochę poszwędać. 


Starówka wciąż czarująca, urocza i piękna. Wszędzie wyskakujące zza okna, siedzące w bardzo nieoczywistych miejscach słynne wrocławskie krasnale, które zauroczyły moją mamę i Adasia.
Zaliczyliśmy tez Jatki :D

Naprawdę mocno zmarzliśmy i zmokliśmy. Udaliśmy więc do Maca na szybką kawę i chwilę odpoczynku. Ludzi w środku było mnóstwo, co zauważył też Adaś i zaczął krzyczeć: LUDZIEeee, idźcie stąd! Ale mi było wstyd:-)

Rozgrzaliśmy się i szybkim krokiem ruszyliśmy do auta. Ale tylko po to by zjeść coś dobrego w domu i znów ruszyć późnym wieczorem do Parku Szczytnickiego na multimedialny pokaz. Pięknie było. Fontanna, światła i muzyka była wspaniałym akcentem końcowym naszej wrocławskiej wycieczki.






3 komentarze:

  1. Super! My wybieramy się na Święta do Wrocławia, więc wpis bardzo się przyda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Służę opowieściami co i jak;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skorzystałam! Poza interaktywną fontanną, która w zimie jest nieczynna, byliśmy w wyżej wymienionych miejscach i w marcu znów wracamy do Wrocławia, bo muzea od 2 stycznia są w większości darmowe, a upolowałam bilety na polskibus za 1 zł, więc połowa wydatków podróży odpadła. Miasto śliczne, bardzo mnie urzekło i świetnie się tam bawiliśmy.

    OdpowiedzUsuń