Ile to już razy chciałam jechać do Świdnicy, bo była po drodze i zawsze okazywało się, że nie tym razem. Przestałam myśleć kategoriami "przy okazji", zaczęłam w kategoriach "koniecznie pojechać". Wszakże o najsłynniejszym zabytku tego miasta rozpisują się przewodniki, a zdjęcia wnętrza można podziwiać na wielu portalach fotograficznych.
Po europejskiej wojnie religijnej w XVII wieku (nazywaną
trzydziestoletnią) odebrano ewangelikom świątynie. Ale panujący wówczas
austriacki cesarz Ferdynand III pozwolił na budowę 3 nowych obiektów
sakralnych. Warunki ich budowy miała wiele obostrzeń. Kościoły nie mogły być
zbudowane z trwałego materiału, musiały też znajdować się poza granicami
miasta, ale nie dalej niż strzał z armaty. Ponadto nie mogły posiadać
dzwonów, a ich budowa musiała być ukończona zaledwie w ciągu jednego roku. Warunki - wydawały się niemożliwe do spełnienia, a jednak udało się! I tak
powstały kościoły w Głogowie, Jaworze (klik) i Świdnicy.
To niesamowite, że obiekty te miały przetrwać 30-40 lat. Tymczasem aż dwa z nich mają się dobrze pomimo upływu 350 lat!