Select Language

niedziela, 28 grudnia 2014

Pułtusk - Wenecja Mazowsza i miasto Anioła

Skąd pochodził Stanisław Anioł - symbol cwaniactwa i słynny gospodarz domu z serialu Alternatywy 4? Z Pułtuska oczywiście! Dwa razy mieliśmy przyjemność spacerowania po tym uroczym miasteczku.

Pułtusk to niespełna dwudziestotysięczne miasto leżące na Mazowszu nad brzegiem malowniczej Narwi, która rozwidla się i płynie kanałami przez centrum. Z tego powodu miasto nazywane jest Wenecją Mazowsza.
Opowiem Wam związaną z tym miejscem legendę. W dawnych czasach ta nadnarwiańska osada nazywała się Tusk. Pewnej nocy ponad połowę osady strawił pożar i mieszkańcy zaczęli nazywać ją pół - Tuskiem:)
 Uwielbiam gdy można parkować bezpłatnie samochód w miejscu docelowym. Zostawiliśmy naszą srebrną strzałę na najdłuższym rynku w Europie (400 m długości) . Nad rynkiem króluje wieża ratuszowa, w której znajduje się muzeum. Jednak najcenniejszym obiektem jest Kolegiata Zwiastowania NMP z przepięknie zdobionym wewnątrz sklepieniem.
  
Kilkaset metrów dalej, tuż nad Narwią, stoi zamek, który był dawniej siedzibą płockich biskupów, a obecnie obecnie mieści się w nim  Dom Polonii (hotel). Wznosi się na sztucznie usypanym wzgórzu. Zamek mocno ucierpiał podczas potopu szwedzkiego, a później II wojny światowej. Otacza go niewielki park, którego większość ścieżek prowadzi nad brzeg rzeki.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Grillowanie nad Jeziorem Zdworskim i spacer po Płocku

Kilka lat temu jeżdżąc po Mazowszu trafiliśmy na Jezioro Zdworskie. Wydało nam się o tyle sympatyczne, że postanowiliśmy zatrzymać się tu na nocleg pod namiotem.

Jezioro leży na Pojezierzu Gostynińskim,  niedaleko Płocka.  Jest to zbiornik polodowcowy, nie sztuczny. A wokół niego kilka ośrodków i campingów. My wybraliśmy pierwszy, który się nawinął, tuż za miejscowością Zofiówka.

Otwieramy zatem nasz czterogwiazdkowy hotel i lokujemy się blisko brzegu wśród strzelistych sosen. W planach mamy grilla i pływanie kajaczkiem.


 Jest to największe jezioro na terenie województwa mazowieckiego (powierzchnia 350 ha), ale mniej popularne niż Zalew Zegrzyński. Jest tu jednak nieco spokojniej, ciszej, bo dalej od stolicy. Ceny również nie warszawskie, lecz płockie. Wędkarzy tu nie brakuje więc wygląda na to, że całkiem sporo ryb zamieszkuje ten zbiornik. Linia brzegowa porośnięta jest trzcinami, nie z każdego miejsca da się wejść do wody. Dno niestety muliste, nie odważyliśmy się kąpać w jeziorze, zmoczyliśmy jedynie stopy.

Samo jeziorko najpiękniejsze wydawało się wieczorem, kiedy nad wodą było pusto, a słońce chyliło się już ku zachodowi....

piątek, 7 listopada 2014

Liptovski Mikulas i Liptowskie Morze

Gdy myślę Liptovski Mikulas przed oczami stają mi górskie szczyty, narciarze, bajkowe jaskinie.
Gdy zapytam Adasia o to co znajduje się w liptowskiej krainie oczywiście wykrzyknie radośnie, że Tatralandia!
Ale jak wygląda samo miasteczko i z czego słynie?

Do centrum Liptowskiego Mikułasza wpadliśmy jedynie na spacer i na kolację po kilku godzinach jazdy samochodem. Miasteczko jest mniejsze niż myślałam, ot, wielkości Wołomina. Jest dość znaczącym centrum turystycznym, bowiem z jednej strony otaczają go Góry Choczańskie i Niskie Tatry, na zachód piękne jezioro. Gdzieśtam sennie snuje się rzeka Wag, a turyści tłumnie podążąją do Doliny Demianowskiej i Jasnej na narty.

Centrum miasta wygląda mniej więcej tak:

poniedziałek, 27 października 2014

2/3 z trójwsi czyli Koniaków i Istebna - objazdowo po Beskidzie Śląskim

Trójwieś Beskidzka to niemalże połączone ze sobą miejscowości w Beskidzie Śląskim: Koniaków, Istebna i Jaworzynka. Wszystkie trzy mają ogromny potencjał, który został zauważony przez turystów. Bo któż z Was nie słyszał o koronkach z Koniakowa czy o Jerzym Kukuczce, który pochodził z Istebnej?  Piękne widoki i lokalny folklor przyciągają tu ludzi od dawna. My też chcieliśmy przekonać się czy trójwieś nas oczaruje czy rozczaruje.

wtorek, 14 października 2014

Tatralandia czyli raj w otoczeniu gór

Urlop we wrześniu w górach? Pytali z niedowierzaniem znajomi. I chociaż klimat nie sprzyja wylegiwaniu się na plaży, a wrzesień zaczął się niezbyt przyjaźnie jeśli chodzi o pogodę zdecydowaliśmy się na wyjazd w góry. I co? Oczywiście, że lało. Wszyscy mieli rację, ale mimo kiepskich prognoz jednak zdecydowaliśmy się na wyjazd.
Mieliśmy jednak na 3 dni plan alternatywny na złą pogodę. Jednym z jego punktów była wizyta w słowackiej Tatralandii.
Tatralandia jest całorocznym kompleksem basenów z wodą termalną, który jest położony u stóp Niskich Tatr (nieopodal Liptovskiego Mikulasza)..

Na zabawę przeznaczyliśmy cały dzień - aby Adaś mógł wyszaleć się do woli. Przed wejściem sprawdza sie wzrost dzieci - te do 90 cm nie płacą za bilet. My zrealizowaliśmy kupon z zakupów grupowych i weszliśmy oszczędzając na starcie ponad 20 euro. Na początku - baseny z wodą morską (skład jest niemal identyczny jak w Adriatyku), z masażerami poszczególnych partii ciała.

piątek, 10 października 2014

Görlitz czyli u sąsiadów za miedzą

Żałuję i biję się w piersi, że nie spędziliśmy tam całego dnia. Żałuję, że nie zainteresowałam się atrakcjami tego miasta wcześniej.
Dlaczego? Bo gdy pojechaliśmy tam na chwilę aby rozprostować nogi w drodze do Polski zauroczyliśmy się ogromnie tym miastem.

Görlitz, bo o nim mowa to brat bliźniak naszego Zgorzelca. Przed II wojną światową Goerlitz i Zgorzelec stanowiły jedno miasto, które przecinała Nysa Łużycka. Po wojnie lewobrzeżną część miasta przyłączono do NRD, a prawobrzeżną do Polski.

Jest to miasto historyczne, posiadające podobno najwięcej odrestaurowanych zabytków w Niemczech na km^2. Goerlitz zachował swój układ przestrzenny i nie został praktycznie naruszony podczas wojny.
Nagromadzenie pięknych budowli uczyniło to miasto niezwykłym miejscem. Dlatego też zaskoczyły nas ogromnie pustki na ulicach.
 

czwartek, 2 października 2014

Bocheńska żupa i dziwne pytania Adasia

Jedno wrześniowe popołudnie spędziliśmy ponad 200 metrów pod ziemią. Wędrując kilkoma kilometrami korytarzy zostaliśmy ekspertami w dziedzinie wydobycia soli. Zwiedziliśmy bowiem zabytkową i najstarszą polską kopalnię - tę w Bochni.

wtorek, 23 września 2014

Niżni taternicy słowaccy


Gór mi mało i trzeba mi więcej - mówią słowa popularnej turystycznej piosenki. Nam to uczucie towarzyszy nieustannie. Dlatego będąc na początku września  okolicach Liptovskiego Mikulasza wykorzystaliśmy bliskość Niżnych Tatr i zabraliśmy małego włóczykija w góry (klik).

W Dolinie Jasnej na niebie królowały stalowe chmury, postanowiliśmy zatem skorzystać z udogodnień i wjechać na Chopopk kolejką. Jakże zdziwieni byliśmy gdy okazało się, że droga ku górze będzie taka długa! Najpierw wjazd kolejką krzesełkową, następnie przesiadka w wagonik jadący po torze na Priehybę, a dopiero stamtąd klasyczny wagonik na linie na górę. Nie żałowaliśmy decyzji o wjeździe, bo drobny deszczyk towarzyszył nam całą drogę. Ostatnie kilkadziesiąt metrów pokonaliśmy po skałach i chwilę później staliśmy już na Chopoku (2024 m n.p.m.).

piątek, 19 września 2014

Ustroń i dziczyzna na wyciągnięcie ręki

Krążą o nim legendy wśród znajomych, którzy tam byli. Słuchalismy ich wrażeń z małą zazdrością, aż w końcu we wrześniu przy okazji wizyty w Ustroniu u przyjaciół ze studiów Łukasza, postanowiliśmy zobaczyć miesce, w którym dziczyzna jest na wyciągnięcie ręki! Sami zobaczycie czy ta teoria jest prawdziwa. 

Leśny Park Niespodzianek  (bo o nim mowa) mieści się właśnie w Ustroniu na zboczu góry Równicy. Nie ma tu równiutkiego asfaltu, ale za to są normalne górskie ścieżki pełne kamieni i korzeni drzew. Zwierzęta mają tu warunki prawie jak w środowisku naturalnym. A przecież jest to zoo, tylko nieco inne. Co wyróżnia to miejsce? Mamy tu możliwość obcowania ze zwierzętami, które nie są pozamykane za kratami. Chociaż te nieco groźniejsze za kratkami siedzą.

Już na wejściu witają nas sarny i dorodny daniel, który dał się nakarmić pokrzywami zebranymi przez Adasia.
 

środa, 17 września 2014

Cieszyn oko cieszy

To nie był nasz pierwszy pobyt w Cieszynie, ani nawet drugi, tylko któryś z kolei. Za to najmłodszy włóczykij odwiedził to miasto pierwszy raz. Mamy szczęście mieć znajomych w tej okolicy, więc natrafiła się świetna okazja aby pokazać Adaśkowi to przygraniczne urocze miasteczko.

Położony nad rzeką Olzą (która stanowi tu granicę między Polską a Czechami) Cieszyn to niespełna 36-tysięczne miasto. Jest ono stolicą tzw. Śląska Cieszyńskiego.

Z jego powstaniem związana jest legenda o trzech braciach: Leszku, Bolku i Cieszku, którzy po długim czasie odnaleźli się w puszczy przy bijącym źródle na polanie. Tak się cieszyli ze spotkania, że postanowili zbudować w tym miejscu studnię i miasto, które nazwali Cieszynem. Po dziś dzień stoi tu studnia Trzech Braci upamiętniająca owo radosne spotkanie:
W mieście spędziliśmy 1,5 dnia. Wystarczyło, aby powolnym tempem pospacerować po wszystkich jego zakamarkach i odświeżyć studenckie znajomości. Najwięcej czasu spędziliśmy na rynku, gdzie synuś z lodami w rękach wesoło ganiał gołębie, a my mieliśmy chwilę spokoju.  Centralny punkt rynku stanowi piękna fontanna z rzeźbą św. Floriana. Ale naszym numerem jeden jest zabytkowy ratusz.

piątek, 12 września 2014

W Pacanowie kozy kują

W Pacanowie kozy kują, 
więc koziołek mądra głowa,
błąka się po całym świecie
aby dojść do Pacanowa!

Któż z nas w dzieciństwie nie fascynował się przygodami koziołka, który zwiedził chyba cały świat w poszukiwaniu małego miasteczka w woj. świętokrzyskim. A po co szukał? Chciał się podkuć!
Właśnie dzięki Kornelowi Makuszyńskiemu - autorowi przygód koziołka Matołka - Pacanów został rozsławiony i z inicjatywy ministra kultury stał się Europejską Stolicą Bajki. Ale o tym za chwilę.

Już po wyjściu z samochodu natrafiamy w mieście na ślady wesołego koziołka. Są tu obrazki, plakaty, tablice z jego wizerunkiem. Ba, nawet na miejskim ratuszu o pełnych godzinach widzimy jak kowal robi podkowę.


wtorek, 9 września 2014

Groźne Pilsko i całkiem przyjemna Hala Miziowa

Początek września nie rozpieszczał nas pogodą, ale po kilku deszczowych dniach w końcu przyszło wymarzone słońce. Od dawna mieliśmy chrapkę na Beskidy. Aby zachęcić naszego 3,5 latka do górskich wojaży obiecaliśmy mu, że najbliższą noc spędzi w górskiej chatce, która stoi bardzo, bardzo wysoko w górach. Spakowaliśmy plecaki w Korbielowie na parkingu i zaczęliśmy wspinać się żółtym szlakiem w kierunku Hali Miziowej. Mapa mówiła 1h30min, znaki 2h. Ludki polecali nam ten szlak ze względu na dziecko, mówili, że 1/3 drogi pokonuje się po asfalcie, co szybko okazało się bzdurą. Asfalt skończył się po 200-300 m, a zaczęła się prawdziwa górska droga - płynące strumyki pod stopami, drewniane kładki, skoki po mokrych kamieniach i  niełatwa droga na szczyt przez las. 
  

niedziela, 24 sierpnia 2014

mroczne legendy Zamku Czocha

Mieliśmy dwa podejścia do wyjazdu na Zamek Czocha. Pierwsze - spontan, w grudniu 2013, kiedy to kilkadziesiąt km przed zamkiem zmieniliśmy zdanie i skręciliśmy z A4 na Jelenią Górę aby spotkać się ze znajomymi.
Drugie, w czerwcu tego roku, kiedy wybraliśmy się ponownie w te strony (klik). Na nasze szczęście spędzaliśmy dzień w Górach Izerskich, skąd do Suchej na Zamek Czocha mieliśmy już rzut beretem.

Zamek zbudowany został w XIII wieku jako zamek obronny w Czechach z inicjatywy  króla Wacława II. Przez kolejne stulecia przebudowywany i odbudowany po pożarze.  Ostatni przedwojenny właściciel zamku, Ernest Gűtschow, na początku XX wieku zlecił przebudowę obiektu wybitnemu architektowi, prof. Bodo Erhardtowi. Dzięki tej przebudowie, zamek stał się jednym z najpiękniejszych zabytków Dolnego Śląska. Trudno nie zgodzić się z tą teorią.
Pierwsza wzmianka o istniejącym w tym miejscu grodzie Mons Tyzov pochodzi z 1264. W 1329 zamek wymieniany był jako castrum Caychow, zaś w późniejszym średniowieczu również jako Cachow (1337) , Schochav (1413), Csochow (1419) i Schochuff (1420). Czasy nowożytne to dalsza ewolucja nazwy na Schocha (1592), Zhoche (1732) i wreszcie Tzschocha[...]. Po pojawieniu się na tych terenach władzy radzieckiej, a później polskiej warownię nazwano Czachów i przemianowano na Czocha w drugi rok po wojnie (zamkipolskie.com).

środa, 20 sierpnia 2014

Jest Raj na ziemi. A gdzie? W Czechach oczywiście!

Gdy w Jeleniej Górze podczas naszego pobytu psuła się pogoda, a karkonoskie szczyty przykryte zostały warstwą ołowianych chmur my właśnie ruszaliśmy w kolejną podróż. Na celownik wzięliśmy sobie rezerwat przyrody - geopark z listy UNESCO w Czechach.  
Pojechaliśmy do Czeskiego Raju, którego najciekawszą częścią są Prachowskie skały (Prachovské skály) - jak dla mnie, cud natury. 

Wybraliśmy dość nieszczęsną jak się potem okazało drogę przez Harrachov - Tanvald - Żelazny Brod. Po pierwsze - wąskie, byle jakie i kręte asfaltówki po górach, dwa - w deszczu - nie jechało się przyjemnie. A w dodatku gdzieś pod Turnovem źle skręciliśmy i wyjechaliśmy bez winiety na autostradę do Pragi. No masakra (a dodam, że podróżujemy z atlasem Europy, a nie z gps-em). 
Suma sumarum dotarliśmy na miejsce ze sporym poślizgiem, więc postanowiliśmy od razu zebrać się do kupy i wyruszyć na szlak, mimo padającego cały czas deszczu.

 Przy wejściu do skalnego miasteczka można kupić mapkę (30 koron), bo przez Prachovskie skały prowadzą 3 ścieżki. My wyszliśmy z założenia, że uda nam się zrobić przez pół dnia jedną z nich, a właściwie półtorej. Wyruszamy od wschodu, czerwonym szlakiem.

Prachowskie skały  nazywane są bramą do Czeskiego Raju i są najstarszym rezerwatem w Czechach.
Są to skały z piaskowca, które przed milionami lat były pod wodą. W wyniku ruchów tektonicznych  teren się podniósł, a skały odsłoniły. Przez tysiące lat poddawane były procesom erozji, w wyniku której nabrały swojego obecnego kształtu.
Początkowo miło i przyjemnie idzie się lekko pod górkę, a między konarami drzew ukazują się pojedyncze skały z piaskowca. Ale dopiero za kilkaset metrów czeka nas niespodzianka w postaci schodów prowadzących do rozpadliny, w której zaczyna się skalny labirynt.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Jeleniogórskie atrakcje na wakacjach

Oj się działo:) Od rana do wieczora, podczas pobytu w Jeleniej Górze atrakcji nam nie brakowało.
Zaczęło się w grudniu 2013 gdy, przy okazji spotkania, znajomi zaprosili nas na dłuższy pobyt do swojego mieszkanka w Jeleniej Górze. W czerwcu nadarzyła się okazja do wyjazdu na Dolny Śląsk i oczywiście skorzystaliśmy z zaproszenia:) Najwięcej radochy miało nasze dziecko, bo od progu zostało przywitane przez dwa ogromne 45 kg pieseczki - Lukasa i Zoriona. Psy co chwilę go przewracały i miały radochę ze spotkania z dzieckiem. 

W pierwszej kolejności postanowiliśmy udać się do centrum miasta, które zawsze traktowaliśmy po macoszemu - zawsze mijaliśmy je obwodnicą. A szkoda, bo miasteczko urocze i malowniczo położone w kotlince między Karkonoszami, Górami Izerskimi, Rudawami Janowickimi.

Na rynku kupujemy lody, siedzimy i gadamy, i gadamy, i gadamy. Czworo dorosłych, dwa psy i nasz mały Adaś.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Twierdza Königstein - czyli jak zdobyliśmy to, co niezdobyte przez stulecia

W czerwcu, po wizycie w Bastei i Stolpen , pojechaliśmy późnym popołudniem prosto do Twierdzy Königstein. To absolutnie obowiązkowy punkt do zobaczenia w Szwajcarii Saksońskiej.

Monumentalny obiekt znajduje się się kilka km za miastem o tej samej nazwie. Po zaparkowaniu samochodu dowiedzieliśmy się, że o 17:00 jest ostatnie wejście (godzinę przed zamknięciem wszystkich wystaw i obiektów na górze). Biegiem dotarliśmy do kas i równo o 17:00 wskoczyliśmy do windy, która zawiozła nas na górę. Uff, czas to pieniądz, naprawdę:)

Cały obszar twierdzy zajmuje ok. 9.5 ha powierzchni. Wnosi się na płaskowyżu około 250 metrów  nad poziomem Łaby. Wejście schodami zajęło by nam z Adasiem pewnie w pół godziny, a czasu mieliśmy naprawdę mało. Tak właściwie byliśmy chyba ostatnią grupą turystów tego dnia:)

W XVI-XX wieku w Königstein funkcjonowało jedno z najsurowszych więzień w Saksonii a w czasie dwóch ostatnich wojen światowych znajdowały się tu obozy jenieckie i skrywano dzieła sztuki pochodzące z okolicznych saskich muzeów. Dzięki specyficznemu położeniu oraz trudnemu dojazdowi (prowadzi tu tylko jedna stroma droga) twierdza nie została nigdy zdobyta.

Poniżej makieta twierdzy - ruszamy na jej podbój!
 Nasza pierwsza myśl na górze - biegamy i oglądamy wystawy w budynkach (wszystko czynne do 18:00), mury i widoki na koniec.

Zamek z XIII w zaczęto przebudowywać na twierdzę od 1559 r. Obiekt był wielokrotnie atakowany, trawiły go pożary, ważnym zadaniem było więc zaopatrzenie w wodę.

Na początku trafilismy do najciekawszego dla mnie obiektu - budynku studziennego. W 1563 r. zaczęto tu budowę najgłębszej studni w Saksonii. Studnia ma 152,5 m głębokości i wciąż jest w niej woda.

wtorek, 22 lipca 2014

Królewskie Źródła w królewskim lesie

Ostatni weekend minął nam pod znakiem spotkań i imprez. Odwiedził nas przyjaciel z Włoch, który przy okazji wizyty w Polsce postanowił poobserwować ptaki w Puszczy Kozienickiej (kolega ornitolog-przyrodnik). Pogoda jak wiecie była iście lipcowa - upał i jeszcze raz upał. Jedno gorące popołudnie spędziliśmy zatem w najbardziej znanym rezerwacie leśnym zwanym Źródłami Królewskimi.
 
Jak tam dojechać? Kilka km za Kozienicami w kierunku Radomia znajdują się znaki oraz parking po lewej stronie drogi. I tu macie 2 opcje: można zaparkować już tu, lub jechać ok. 3,5km w głąb lasu po starym nasypie kolejki wąskotorowej. Na końcu drogi jest parking nr 2. My mamy przetestowane obie opcje, ale pierwsza jest dość nużąca dla dzieci:) Nasz mały włóczykij jesienią zanim dotarł do głównych leśnych atrakcji już ledwie szedł:) Więc polecam parking nr 2 lub jeszcze lepsza opcja - rower! My parkujemy auto i ruszamy ścieżką dydaktyczną. Mapy nam nie potrzeba. Nie sposób sie tu zgubić:)

Drzewa pełnią rolę naturalnych filtrów powietrza i neutralizują toksyny. Produkują tak ważny dla nas tlen. Jedno drzewo liściaste wytwarza w ciągu godziny 1200 litrów tlenu. Dla porównania - człowiek w tym czasie zużywa 30 litrów. 
Środek lasu to zatem idealne miejsce na spędzenie całego dnia. Możemy tu spokojnie grillować, czy zrobić ognisko, są zadaszone miejsca zarówno na małe, jak i większe spotkania.
Ścieżka dydaktyczna pozwala nam zapoznać się z funkcjonowaniem lasu. Na trasie usytuowane są tablice informujące o "atrakcjach" rezerwatu, m.in. o drzewostanach, przełomie rzeki czy kolei wąskotorowej. My lubimy bardzo poniższe miejsce. Jest to taras widokowy, z którego możemy podziwiać przełom Zagożdżonki.

piątek, 18 lipca 2014

Zamek Stolpen i historia jego słynnej więźniarki

Zaczęło się wiele milionów lat temu, w epoce trzeciorzędu, w następstwie erupcji wulkanicznej w rejonie Saksonii powstała pokrywa bazaltowa. Cechą charakterystyczną owej pokrywy są kilkumetrowe słupy. W Stolpen posłużyły jako główny budulec zamku oraz miasteczka. Bazaltowe skały są niezwykle twarde. Wspomniane słupy można zauważyć na poniższej fotografii - przy wieży Jana, w której była więziona....o tym za chwilę:) Będąc w Saskiej Szwajcarii odwiedziny zamku Stolpen to punkt obowiązkowy. Nie mogło nas tam zabraknąć.
 Na tym niezwykłym wulkanicznym wzgórzu powstał zamek, który początkowo stanowił zastępczą rezydencję biskupów z Miśni. Powstał w średniowieczu, pierwsze informacje o warowni pojawiły się w 1100 roku.  Zamek (częściowo w ruinie) znajduje się na wzgórzu ok. 350 m n.p.m. i stał się chętnie odwiedzany za sprawą historii pewnej więźniarki.

niedziela, 13 lipca 2014

Drezno i Pillnitz - królewska kraina baroku

Na podróżniczym celowniku od kilku lat, ale wciąż było za daleko, wciąż nie na trasie, wciąż w przeciwnym kierunku.W sumie dzięki mojemu bratu, który niespodziewanie ściągnął nas w czerwcu na Dolny Śląsk, pewnie nadal by było w sferze marzeń. Drezno - bo o nim mowa - przepiękne bajkowe miasto. Dziś pokażę Wam tę perełkę widzianą moimi oczami.

Miasto stanowi stolicę niemieckiej Saksonii, leży nad Łabą, ok. 110 km od przejścia granicznego w Zgorzelcu. Nie jest wielkim molochem, jego aglomeracja liczy około miliona mieszkańców, ale nie zobaczymy tu wieżowców rodem z centrum Warszawy:) Tu klimat baroku miesza się z budynkami rodem z lat polskiego PRL-u. Jednak barokowy styl starego miasta przyciąga jak magnez miliony turystów co roku. Czy słusznie? Sami się przekonajcie:)
W mieście parkujemy na prawym brzegu Łaby, parkingi są wszędzie, w sumie nawet nie musimy się bardzo starać aby znaleźć miejsce w centrum miasta w dzielnicy Neustadt przy samiuśkim muzeum.
Od razu udaliśmy się w stronę rzeki i miasto przywitało nas takim oto widokiem. Przyznaję, że czegoś tak spektakularnego w mieście nie widziałam ju dawno.
Z wielkim zapałem przekroczyliśmy pieszo most na Łabie i udaliśmy się na cudny spacer, o którego atrakcjach opowiem w punktach:

piątek, 4 lipca 2014

Włóczykije rozdają mapy od Sygnatury;-)

Halo halo, piechurzy i podróżnicy! Czy lubicie mapy  Sygnatura Zakład Kartograficzny? Mam dla Was konkurs!

Polubcie fan page Sygnatury  na Facebooku KLIKAMY TU I DAJEMY LIKE (koniecznie!) oraz  nasz blogowy fan page na FB, potem w komentarzu na blogu piszemy, który górski szlak jednodniowy jest dla Was najciekawszy i dlaczego. Nie rozpisujcie się zbytnio:) 


Przedłużamy konkurs o tydzień. Zaczęły się wakacje, poczytność bloga i FB spadła o 1/3, wiem, że macie urlopy, wyjazdy i lepsze rozrywki. Zatem szykujcie trasę na 1 dzień i propozycje zamieszczajcie w komentarzu do tego posta. Czekam do niedzieli 13/07 do północy. Ahoj!


W następnym tygodniu wyłonię 3 szczęśliwców, którzy otrzymają małe mapowe i nie tylko mapowe niespodzianki :) 

Edit: no dobra dostaniecie tez takie faniutkie kubeczki:
 
 

Pozdrawiamy
https://www.facebook.com/3wloczykije





wtorek, 1 lipca 2014

Czy Adaś zdobył najwyższy szczyt w Czechach? Było blisko....

Jeden dzień z naszych tegorocznych wakacji chcieliśmy przeznaczyć na spokojny  spacer. W końcu dziennie pokonywaliśmy setki km samochodem, a na pieszo kilkanaście. Potrzebowaliśmy zwolnić nieco tempo zwiedzania choćby przez 1 dzień. W ramach "relaksu" udaliśmy się w góry:) Ale spokojnie, mieliśmy do Karpacza zaledwie 20 km, a wypad wymyśliliśmy sobie popołudniową porą. Nie było więc mowy o długim trekkingu, jeszcze z dzieckiem. Na celownik wzięliśmy najwyższy szczyt czeski, ale jaki - dowiecie się za chwilę.

Z racji tego, że wyruszaliśmy w góry ok. 14:00 postanowiliśmy skrócić sobie nieco trasę i wjechaliśmy wyciągiem na Kopę (1340 m n.p.m.). Nie muszę mówić, że krzesełka jadące w górę i drzewa pod stopami to niezła frajda dla dziecka. Adasio był zachwycony!
Z górnej stacji wyłoniła się królowa - Sněžka.
Śnieżka ma 1602 m n.p.m. i jest najwyższym szczytem Czech oraz całych Karkonoszy! Kiedyś zdobywaliśmy ją pieszo od początku do końca o czym pisałam TUTAJ - KLIK.
Od górnej stacji 15-minutowym spacerkiem dochodzimy do schroniska Dom Śląski i tu zastanawiamy się czy w 1,5-2h godz uda nam się z Adasiem wejść i zejść ze Śnieżki. Dlaczego goni nas czas? A dlatego, że za 2h mamy ostatni zjazd wyciągiem, który obiecaliśmy naszemu synkowi. Czy zdążymy? Nie sądzę, od schroniska na szczyt znaki pokazują 30 minut dla przeciętnego piechura. Szlak bardzo stromy, musimy liczyć 2x 30 min (dwie strony), jakies 30 min na szczycie plus 10-20 min od schroniska do wyciągu. Zapada decyzja, że nie zdążymy wejść na szczyt z Adasiem i zdążyć z powrotem na Kopę w tak krótkim czasie. Ale idziemy sobie całkiem fajnym tempem chociaż kawałek do góry. Wybraliśmy tę stromą ścieżkę, a nie łagodną Drogę Jubileuszową.

Wtedy Adaś zapytał co tam jest na górze. Odpowiedziałam, że taki statek kosmiczny dawno temu wylądował właśnie tu. On mi na to, że chce go zobaczyć. Od tamtej pory nasza wędrówka nabrała tempa. Dziecko mocno zmotywowane, trzymając mnie za rękę zaskakująco szybko pnie się ku szczytowi. W końcu trzeba ten statek kosmiczny zobaczyć z bliska! Szlak łatwy nie jest, maluch co chwila ślizga się na skałach, ale trzymam go mocno.

piątek, 27 czerwca 2014

JIČÍN, Jiczyn - wizyta w mieście Rumcajsa

Nie pamiętam zbyt wiele z bajki o Rumcajsie, Adaś dopiero powoli tę bajkę poznaje, ale dobrze wiem skąd pochodził słynny czeski rozbójnik - z Jiczyna! Odwiedziliśmy to urocze czeskie miasteczko i chce się dziś podzielić tym co zobaczyliśmy.
To był krótki spacer, ot, przy okazji, a w dodatku szukaliśmy miejsca gdzie po aktywnym dniu w lesie mogliśmy zjeść coś ciepłego co nie jest hamburgerem czy kebabem.
Jiczin to małe ok. 17-tysięczne miasteczko leżące ok. 70 km na południowy zachód od granicy w Jakuszycach (Szklarska Poręba). Otoczone przez wiele zielonych malowniczych wzgórz zyskało na rozwoju dzięki kupcowi Albrechtowi z Valdštějna, który wybudował tu swój renesansowy pałac (ten po prawej na poniższym zdjęciu).
Miasteczko jest naprawdę urocze, zwłaszcza rynek otoczony barwnymi kamieniczkami. Plac jest wybrukowany, a kamienie pięknie odbijają światło po deszczu (zwiedzaliśmy Jiczyn w ulewę i naprzemiennie - w pełnym słońcu).

wtorek, 24 czerwca 2014

Saksońska Szwajcaria i Bastei na jednodniowy wypad

Nadszedł w końcu nasz długo wyczekiwany urlop. Co prawda, wcześniej niż planowaliśmy, ale jak już się nadarzyła okazja do wyjazdu - postanowiliśmy z niej skorzystać.
Marzenia o Chorwacji legły w gruzach, ale nic się  nie stało bo przez tydzień zwiedziliśmy ogrom atrakcji. Jednym z nich był Park Narodowy Szwajcaria Saska (Saksońska). Wypatrzyliśmy to miejsce niedawno przeglądając miejsca w promieniu 100 km na zachód od naszej zachodniej granicy.

Szwajcaria Saska to kraina wzgórz i skał leżąca nad rzeką Łabą. Podzielona jest między Niemcy i Czechy. Olbrzymie ściany piaskowców wznoszą się tu nawet na kilkaset metrów w górę tworząc tę bajkową krainę. Przez ten region rozciąga się trasa zwana Malerweg (nazwa trasy pochodzi od słowa 'malarz' - wszakże region ten był chętnie przez malarzy uwieczniany na obrazach).
Najbardziej ciekawi byliśmy obiektu zwanego Bastei. Jest to chyba najbardziej efektowny punkt na trasie. Bastei tworzy grupa ogromnych skał, połączonych pięknym kamiennym mostem.Trasa przez most i potem między skałami jest dość przyjazna, nawet dla 3,5 letniego brzdąca jak nasz. Ciekawostka - jeśli macie Windows 7 powinniście mieć ten most w standardowych tapetach systemowych:)

środa, 4 czerwca 2014

jak zdobyliśmy Zamek Spiski zahaczając o Lewoczę i Kieżmark


Każdy z nas chociaż raz widział je na zdjęciu - ogromne białe ruiny zamku położone na wzniesieniu.
My, ciekawi świata jak zawsze, postanowiliśmy zobaczyć to cudeńko na własne oczy. Jadąc kiedyś w góry zboczyliśmy "nieco" z trasy żeby pojechać na Spisz. Część tego pięknego regionu należy do Polski, a druga do naszych południowych sąsiadów - Słowaków. Granicę przekraczamy w Mniszku nad Popradem (widoki po drodze oszałamiające!) i kierujemy się na Kieżmark. W tym niewielkim miasteczku robimy pierwszy przystanek w naszej podróży. Nie nastawialiśmy na zwiedzanie, a raczej na szybką kawę i krótki spacer. Szkoda, bo po powrocie do domu okazało się, że w Kieżmarku jest zamek.
Całe szczęście nie przegapiliśmy budynku zabytkowego kościoła ewangelickiego i tzw. "nowego" kościoła ewangelickiego, który jest najbardziej charakterystyczną bryłą w mieście. Barwni mieszkańcy (bardzo dużo Romów) sprawiają, że w centrum miasteczka jest głośno i gwarno. A potem w samochód i w drogę!

 W okolicach Popradu skręcamy na Preszów. Po drodze mijamy perełkę słowackiego Spiszu - Lewoczę (Levoca). Miasteczko zyskało wiele dzięki swojemu położeniu. Przecinała je bowiemVia Magna - słynna droga handlowa z Węgier przez Spisz do Krakowa. Naszą uwagę przykuwają ciągnące się wzdłuż ulicy mury obronne. 
Parkujemy auto i ruszamy na stare miasto, które od wieków pozostało niezmienione. Niesamowite wrażenie robią na nas kolorowe fasady kamienic, które ciągną się od rynku w dół wąskimi uliczkami. Tutaj, podobnie jak w Kieżmarku wszędzie mnóstwo romskich dzieci, które biegają boso obok swoich domów.