Gór mi mało i trzeba mi więcej - mówią słowa popularnej turystycznej piosenki. Nam to uczucie towarzyszy nieustannie. Dlatego będąc na początku września okolicach Liptovskiego Mikulasza wykorzystaliśmy bliskość Niżnych Tatr i zabraliśmy małego włóczykija w góry (klik).
W Dolinie Jasnej na niebie królowały stalowe chmury, postanowiliśmy zatem skorzystać z udogodnień i wjechać na Chopopk kolejką. Jakże zdziwieni byliśmy gdy okazało się, że droga ku górze będzie taka długa! Najpierw wjazd kolejką krzesełkową, następnie przesiadka w wagonik jadący po torze na Priehybę, a dopiero stamtąd klasyczny wagonik na linie na górę. Nie żałowaliśmy decyzji o wjeździe, bo drobny deszczyk towarzyszył nam całą drogę. Ostatnie kilkadziesiąt metrów pokonaliśmy po skałach i chwilę później staliśmy już na Chopoku (2024 m n.p.m.).
Tutaj też dopadła nas mżawka, ale spędziliśmy na szczycie jakieś pół godzinki wpatrując się w położony o 2h drogi stąd Dumbier. Nawet zastanawialiśmy się nad tym by po raz kolejny zdobyć ten najwyższy szczyt (tym razem z dzieckiem), ale obawa, że 4-godzinny marsz w dwie strony z 3.5 latkiem po skałach i w deszczu to nie jest dobry pomysł.
Szczyt Dumbiera okrywał się powoli chmurami, a szczęśliwy Adaś wołał "Mama, tam jest wulkan!"
W przeciwnym kierunku droga wydawała się bardziej przyjazna, zarządziliśmy więc spacer na Deresze (2004 m n.p.m.) - trzeci co do wielkości szczyt Niskich Tatr. Znajduje się zaledwie 45 minut marszu od Chopoka. Ruszamy w drogę, a właściwie leniwie kroczymy co chwilę robiąc zdjęcia, bo w górach już jesienne klimaty. Wymarzona pogoda na cykanie fotek.
Po drodze bawimy się znakomicie - układamy kamienne ludki, nadajemy im imiona i wymyślamy historyjki o ich górskich przygodach.
I tak w miłej atmosferze spokojnie dochodzimy na Deresze. A na znalezionej obok polance wydurniamy się z Adasiem ile się da i korzystamy z tego, że jesteśmy tu kompletnie sami!
Z oddali widać ogromną infrastrukturę na Chopoku - nie tak dawno wybudowano tu obiekt z restauracją i hotelem. Z jednej strony masakra - psuć taki dziki krajobraz. Z drugiej strony rozumiem - wszakże góry są dla ludzi, a nie każdy może zdobywać je o własnych siłach. Dlaczego by nie ułatwić ludziom obcowania z naturą? Jakie jest Wasze zdanie w tej kwestii? Jestem bardzo ciekawa opinii.
Niestety po godzince doganiają nas chmury i wracamy w okolice Chopoka, skąd kolejką zjeżdżamy na Priehybę (1342 m n.p.m.) i wyciągamy sprzęt obiadowy:)
Z tego miejsca w całości widać przebieg trasy, którą we dwoje przeszliśmy kilka lat temu.
Zaskakuje nas tutaj mosiężny posąg smoka i mini placyk zabaw dla dzieci:-) Nie spodziewałam się absolutnie żadnych atrakcji dzieckowych na tej wysokości!
Ostatni widok tego dnia to deszczowe chmury nad Deresze. Jak dobrze, że stamtąd w porę zeszliśmy! Na dole cieplutko i bezwietrznie. Jednak my najlepiej czujemy się na wysokości!
Dumni jesteśmy z syna, który tego dnia został taternikiem! Nie marudził, chętnie podążał górskimi ścieżkami i ostrożnie stąpał po skałach.
Super relacja
OdpowiedzUsuń