Trójwieś Beskidzka to niemalże połączone ze sobą miejscowości w Beskidzie Śląskim: Koniaków, Istebna i Jaworzynka. Wszystkie trzy mają ogromny potencjał, który został zauważony przez turystów. Bo któż z Was nie słyszał o koronkach z Koniakowa czy o Jerzym Kukuczce, który pochodził z Istebnej? Piękne widoki i lokalny folklor przyciągają tu ludzi od dawna. My też chcieliśmy przekonać się czy trójwieś nas oczaruje czy rozczaruje.
Na pierwszy ogień poszedł Koniaków, ale nie namówiłam chłopaków na wizytę w Muzeum Koronki. Adaś zasnął nam w drodze, więc żeby nie przerywać mu snu udaliśmy się na obiad do najsłynniejszej karmczmy w okolicy, położonej u stóp Ochodzitej (894 m n.p.m.). My rozkoszowaliśmy się widokiem na góry, a synuś spokojnie spał przy dźwiękach góralskiej kapeli, która przygrywała gościom. Śpiąc na ławce, przykryty kurtkami, wzbudzał duże zainteresowanie pań kelnerek poubieranych w piękne regionalne stroje. A Muzeum Koronki? Miałam je w każdym oknie wspomnianej karczmy :-) Koronki koniakowskie są sławne na całym świecie - zwłaszcza stringi i obrusy. Jeden z nich zamówiła królowa Elżbieta, ale niestety słynna koronczarka, która ów obrus "heklowała"zmarła w trakcie pracy i nie został on ukończony.
Po obiedzie zdobyliśmy najwyższy szczyt w okolicy - wspomnianą Ochodzitę. A z góry widoki na Beskid Śląski i Żywiecki. Już dawno nie widziałam tak pięknej panoramy 360 stopni. Adasio wszędzie turlał się z górki, a ja przy okazji dałam namówić się na wspólną zabawę. Ochodzita to także doskonałe miejsce dla narciarzy - jest tu mały kompleks narciarski Ochodzita Ski. Góra wzięła swą nazwę zapewne od tego, że trzeba ją było obchodzić by nie stać się ofiarą zbójników obserwujących przejeżdzające karawany kupieckie.
Na górze jest obelisk na cześć Jana Pawła II oraz niewielka kapliczka.
Kolejnym punktem na naszej jednodniowej trasie była Istebna. Chcieliśmy wejść koniecznie do Chaty Jana Kawuloka - gawędziarza i twórcy instrumentów ludowych. Ta zabytkowa chałupa ma już 151 lat! W środku dwie izby i sień, instrumenty ludowe, sprzęty codziennego użytku itp. I wszystkiego można było dotknąć. Adaś ochoczo grał na małej okarynie, oglądał gajdy (prawie jak dudy!).
Ja natomiast większość z tych sprzętów znałam z dzieciństwa. Moja babcia mieszkała w takiej drewnianej chacie, w której był piec chlebowy, kołowrotek do przędzy, beczki, drewniany magiel czy sprzęt do ubijania masła:-) Ale nie każdy miał styczność z takimi eksponatami.
24 października minęło 25 lat od śmierci naszego najwybitniejszego himalaisty - Jerzego Kukuczki. Zginął wchodząc na Lhotse, niezdobytą do tamtej pory południową ścianą góry. Piszę o tym, ponieważ zapragnęłam zwiedzić izbę pamięci, prowadzoną żonę Kukuczki - Cecylię.
W niedzielę późnym popołudniem dotarliśmy do przysiółka Wilcze (w Istebnej), gdzie stoi dom Jerzego Kukuczki. Mieliśmy pecha - nie zastaliśmy tam nikogo. Ale teraz twierdzę, że to dobrze, bo jechać tak bez przygotowania merytorycznego, z pustymi rękami i słuchać opowieści górskich to jednak nie wypada. Następnym razem będę się doktoryzować ze wszystkich osiągnięć wybitnego himalaisty i porozmawiam sobie z panią Cecylią.
Na trójstyk, w okolicach Jaworzynki już nie zdążyliśmy pojechać. No cóż, innym razem "roztroimy się " i będziemy w trzech krajach jednocześnie:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz