Spędziliśmy 3 dni na pomorzu i doszliśmy do wniosku, że tak naprawdę nie byliśmy nad morzem, a jedynie nad Zatoką Gdańską. Tego dnia nie ograniczał nas już brak samochodu, postanowiliśmy więc pojechać nad morze! Nie nad zatokę, ale nad prawdziwe otwarte morze!
Wybraliśmy się niezbyt daleko bo do Karwii. Zaskoczył nas porywisty wiatr, fantastyczny drobniutki piasek pod stopami (zupełnie inny niż w 3city) i fale! W końcu zjedliśmy też naprawdę dobrą rybę!
Tego dnia pojechaliśmy jeszcze do Jastrzębiej Góry, aby postawić stopę na najbardziej wysuniętym na północ miejscu w Polsce. W tym miejscu stoi kamienny obelisk zwany Gwiazdą Północy (współrzędne geograficzne 54°50'08,8″N 18°18'00,5″E). Pstryknęliśmy jeszcze fotkę z góry klifu (33 m wysokości i jest najwyższym polskim klifem) i ruszyliśmy do Władysławowa.
Władysławowo rozczarowało nas kompletnie. Tłum ludzi wszędzie, pełno kiczowatych straganów z nikomu niepotrzebnymi rzeczami, hałas, pijany tygrysek krzyczący na chama żeby zrobić sobie z nim zdjęcie za 10 zł...żenada. Przebrnęliśmy jakoś przez ten meksyk i dotarliśmy na plażę. Tu wcale nie lepiej. Mnóstwo podchmielonej młodzieży, pełno petów w piasku, kapsli od butelek, walających się śmieci, które nie zmieściły się do kosza. Długo szukaliśmy swojego miejsca na tamtejszym piasku....i w sumie długo tam nie zabawiliśmy. Zupełnie nie rozumiem fenomenu Władysławowa...
Za to zrobiłam tu moim chłopakom najlepsze zdjęcie z całego pobytu nad morzem, które prezentuję poniżej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz