Select Language

piątek, 8 września 2017

Pieniny dla aktywnych - tratwą i rowerem wzdłuż Przełomu Dunajca

Na samą myśl o wizycie w Pieninach usta wyginają mi się w banan, a uśmiech mam od ucha do ucha. Cieszyłam się ogromnie, że uda się odwiedzić kolejny raz jeden z najpiękniejszych zakątków w Polsce. Ba, całe grono ludzi uważa, że Pieniny to najbardziej malownicze pasmo górskie w naszym kraju. Od naszej ostatniej eskapady w Pieniny minęło 15 lat, więc czas najwyższy odświeżyć wspomnienia. 

Zakotwiczyliśmy w Sromowcach Niżnych na 3 dni. Nie jest to zbyt dużo czasu aby zobaczyć wszystkie atrakcje w okolicy. Zrobiliśmy kompromis między tym co dla nas - dorosłych jest najciekawsze oraz tym, by mały włóczykij miał w tym jakąś rozrywkę dla siebie.
Największym powodzeniem cieszą się oczywiście spływy Dunajcem. Nie rafting, nie kajaki, ale tratwy wiodą prym na rzece.

Miejsca, w których można rozpocząć przygodę ze spływem są dwa: przystań w Sromowcach Wyżnych i przystań w Sromowcach Niżnych. W sezonie letnim od 8:30 są już kolejki w pierwszej przystani, więc polecamy przystań drugą. Płynęliśmy ze Sromowiec Niżnych (trasa jest o jakieś 15 min  krótsza, a bilet tańszy). Z obu miejsc dopływa się do Szczawnicy, skąd z powrotem dostać się można busami (kursują co chwilę).
 Aby tratwa mogła ruszyć musi zebrać się grupa 11 osób, ale z tym nie ma najmniejszego problemu. Siadamy, ruszamy i od początku wita nas panorama słynnych Trzech Koron. Jest to najwyższy szczyt Pienin Właściwych. Wesoły flisak od początku opowiada trochę o górach, o tradycji flisackiej, ale głównie opowiada bajki dla turystów i zadaje co chwila zagadki, np. z której strony opłyniemy górę znajdującą się na horyzoncie. A uwierzcie, że to nie jest takie oczywiste. 
Przełom Dunajca jest jednym z najbardziej spektakularnych przełomów rzecznych w Europie. Rzeka skręca kilka razy pod wysokimi skałami tworząc obłędne widoki. A przy okazji wspomnę iż tworzy ona także naturalną granicę między Polską a Słowacją.
Po drodze ciekawostki w postaci przewężenia zwanego Zbójnickim Skokiem (Janosik tu podobno skakał przez Dunajec uciekając przed Węgrami), czy też skały Siedmiu Mnichów (grzesznicy z  Czerwonego Klasztoru zaklęci w skały). Takich ciekawostek i legend jest więcej. Poznamy je wszystkie podczas spływu.

Gdy nurt wody jest dość wartki, a my musimy mocniej skręcić do tratwy nalewa się woda. Adaś dostał misję by tę wodę wylewać. A ja miałam okazję "posterować" tym całym ustrojstwem. Z kijem do odpychania w rękach próbowałam wykręcić tratwą w lewo, ale nie jest to takie łatwe na jakie wygląda. 
  
Płynąc zauważamy po prawej stronie wpadający do Dunajca Potok Leśnicki. Chwilę potem potężna skała zwana Głową Cukru oraz szczyt mojej ulubionej pienińskiej góry - Sokolicy zwanej matką Pienin (chwalę się - zdobędziemy ją tego samego dnia). Ze szczytu rozpościera się najpiękniejszy widok na Przełom Dunajca. Jeszcze kilkanaście minut i kończymy spływ. Ale tylko my, reszta płynie dalej do Szczawnicy. Z tratwy można wysiąść wcześniej, w miejscu przeprawy przez Dunajec, na początku niebieskiego szlaku na Sokolicę. Nie tracicie wiele ze spływu, może z 10-15 minut, ale za to na górę macie stąd najbliżej. Niebieskie znaki pokazują 45 minut. Żegnamy się z sympatycznym flisakiem i ruszamy pod górę (o tym w kolejnym poście).

Wzdłuż Dunajca początkowo tylko po słowackiej stronie prowadzi ścieżka rowerowo-piesza (od  Czerwonego  Klasztoru do Szczawnicy). Jest to tzw. Droga Pienińska, która w około 80% leży po stronie słowackiej, a 20% po polskiej. Droga ta jest najlepszą alternatywą dla spływu tratwami. W Sromowcach Niżnych wypożyczamy rower, ruszamy na drugą stronę kładki na Dunajcu i za 5 min ruszamy spod klasztoru.
Trasę budowała w XIX wieku krakowska Akademia Umiejętności. Nawierzchnia pozwala na przejazd rowerem, wózkiem, pokonanie jej pieszo także jest możliwe. Całkowita długość to ok. 12 km (licząc do centrum Szczawnicy). Ogólnie jest płaska, ale jest kilka miejsc gdzie zmęczymy się trochę wjeżdżając pod górę.  Ale spokojnie pokonają je dzieci i matki bez kondycji takie jak ja:-) Trasa oczywiście jest dwukierunkowa.
Dodatkową frajdą dla małego Włóczykija było to, że Drogę Pienińską pokonał na doczepionym rowerze. Właściwie to nawet nie musiał pedałować, bo najcięższą robotę odwalił za niego Tata.Wzdłuż drogi ustawione są tablice edukacyjne. Ale my zatrzymujemy się raczej po to by podziwiać widoki. Warto zatrzymać się przy Grocie Zyblikiewicza (dzięki jego staraniom ukończono budowę tej drogi).  

Ruch zagęszcza się w miejscu, gdzie Dunajec przestaje być naturalną granicą między Polską a Słowacją. Tu także jest przystań, gdzie nasi południowi sąsiedzi kończą spływ.
Niestety im bliżej Szczawnicy tym więcej ludzi. Ścieżka dzieli się przy wjeździe do miasta na część  dla rowerzystów i część dla pieszych i od przystani flisackiej prowadzi do samego centrum miasta wzdłuż potoku Grajcarek.


5 komentarzy:

  1. Pieniny są wyjątkowe! Uwielbiam je. Na spływ niestety nie załapaliśmy się z braku już czasu. Musimy wrócić ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasze Pieniny :) Nas tak zachwyciły, że zostaliśmy tu na stałe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Entomko szanowna. To gdzie Ty dokładnie mieszkasz? Już zazdroszczę po cichu!

      Usuń
  3. No no, super wyprawa. My też już zasadzamy się na Pieniny, domek letniskowy w Szczawnicy już zaklepany i powoli zaczynamy przebierać nóżkami na myśl o tym wyjeździe :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Pieniny są cudowne. Raz na jakiś czas jeżdżę tam z dziećmi.

    OdpowiedzUsuń