Za kilkoma krajami i setkami kilometrów autostrad rozciąga się malownicza kraina. Słowenia. Kraj to niewielki lecz niezwykle urokliwy. Słoweńcy mają wszystko czego trzeba by móc nacieszyć oczy: wspaniałe morze z przepięknym Piranem - perłą wybrzeża, bogatą w zabytki stolicę - Lublanę oraz zielone winnice ciągnące się dziesiątkami kilometrów.
Nas urzekły jednak góry! W końcu taki był cel naszej wyprawy - Triglavski Park Narodowy oraz najpiękniejsze jego zakątki.
Podobno aż 90% powierzchni Słowenii położone jest na wysokości ponad 300 m n.p.m. Można zaryzykować więc stwierdzenie, że jest to kraj wyżynno-górski. Zachwyciliśmy się Alpami Julijskimi oglądając zdjęcia w przewodniku i postanowiliśmy je zobaczyć na własne oczy. Mieliśmy zaledwie 2 dni aby chociaż na chwile postawić stopy w najsłynniejszych miejscach w okolicy. Nasza przygodę z Alpami Julijskimi zaczęliśmy od okolic miejscowości Soča, której nazwa wzięła się od płynącej w okolicy cudnie szmaragdowej i lodowatej rzece (byliśmy tam na koniec września).
Kolejny punkt na trasie to okolice miejscowości Trenta położonej w rozległej dolinie, otoczonej zewsząd szczytami gór. Pięknie stąd widać Triglav - najwyższy szczyt Alp Julijskich (słynne Trzy Głowy w najwyższym punkcie mają 2864 m n.p.m.). Triglavski Park Narodowy to jedyny Park Narodowy w całej Słowenii. Zapomniałam dodać, że po górskich terenach poruszaliśmy się 14-letnim wówczas fiatem Cinquecento, który dostarczał nam sporo adrenaliny. Ale jak to mówią jest ryzyko, jest zabawa.
Tuż za Trentą rozpoczyna się świetna zabawa. Znajduje się tu bowiem początek górskiej trasy widokowej, prowadzącej przez Przełęcz Vršič. Jadąc po "kocich łbach" i pokonując 25 ostrych zakrętów w górę
dotarliśmy na najwyższy szczyt trasy - wspomnianą przełęcz - znajdującą się na 1611 m n.p.m. Droga ta powstała w czasie I wojny światowej - miała
służyć aprowizacji oddziałów armii austro-węgierskiej na froncie soczańskim. Od
1918 roku do rozpoczęcia II wojny światowej stanowiła granicę między Włochami i
Jugosławią, natomiast po roku 1945 została włączona do Jugosławi, a następnie
do Słowenii. W 2006 roku nadano jej nazwę Ruska cesta, na cześć 10 tysięcy
rosyjskich jeńców, którzy pracowali przy jej budowie w niezwykle ciężkich
warunkach, w głodzie i mrozie. Gdzie tylko się da robimy zdjęcia. A na samej przełęczy wietrznie i zimno. Stamtąd tylko 25 ostrych zakrętów stromo w dół i jesteśmy w okolicach Kranjskiej Gory. 14-letni "Cienki" ledwie dał radę. Obecnie droga jest dostępna dla samochodów i autokarów od maja do października. Nie mogą jednak jeździć tędy auta z przyczepą.
Na przełęczy przezylismy załamanie pogody - lodowatą mżawkę, silną wichurę i schodzącą z gór mgłę. Nie ukrywam, że przestraszyliśmy się warunków pogodowych, a właściwie to wiedzieliśmy co może czekać nas na zjeździe starym rupieciem, więc szybko "ewakuowaliśmy" się na dół. Bezpiecznie.
Cienaks dał radę podjechać na przełęcz Vršič, jestem w szoku :D Byłam tam zeszłego roku i od tych zakrętów aż mi się niedobrze robiło ;)
OdpowiedzUsuńLedwie, ale dał radę. Tylko potem zaczęły się kłopoty z samochodem. Upalił się jakiś kabel i ledwie daliśmy radę wrócić do Polski. Nie obeszło się bez przygód:) Myślę, że to następstwo zbyt mocnej eksploatacji Cienkiego w górach właśnie.
UsuńSuper widoki :) A fura pierwsza klasa ;)
OdpowiedzUsuńFura....nasz pierwszy samochód:) Miał być na chwilę, a służył dzielnie ze 2 lata!
UsuńPiękna trasa
OdpowiedzUsuńgóry piękne - oto powód:-)
UsuńTo miejsce jest idealne dla osób uwielbiających piesze wędrówki.
OdpowiedzUsuń