Select Language

piątek, 27 lutego 2015

Zrozumieć codzienność czyli wycieczka do Centrum Nauki Kopernik

No tak, wiem, wszyscy już byli tutaj dawno temu.
My się długo broniliśmy przed wizytą twierdząc, że dwulatek jest za mały na takie atrakcje. Czy to prawda? I tak, i nie, ale cieszę się, że poczekaliśmy do momentu kiedy Adaś będzie starszy i pobawi się tym, co go naprawdę interesuje. A i my zajmiemy się eksperymentami zamiast biegać za dzieckiem.

Na zabawę w Centrum Nauki Kopernik zabraliśmy Adaśka i Tomka.  Odstaliśmy z samego rana godzinę po zakup biletów, ale dzieciaki się nie nudziły. Przed budynkiem czekała na nich masa atrakcji: układanki, rysowanki, puszczanie wielkich baniek mydlanych.  A i przy wejściu znaleźli sobie chłopcy zabawkę w postaci robota, którym mogli sami sterować. I tak, na ich komendę, robot zmieniał kształt oczu, powtarzał zadane mu frazy, ruszał rękami, pokazywał obraz z kamerki. Godzina w kolejce minęła jak z bicza strzelił.
 
Na samym początku poszliśmy z dzieciakami do tzw. Galerii Bzzz. To fragment wystawy poświęcony dzieciom do 5 lat (trzeba poprosić o wejściówki do galerii przy kasie - są bezpłatne, wliczone w koszt biletu). Nasi chłopcy załapali się na warsztaty o ukrytym powietrzu. Ale to nie wykład czy doświadczenia ich tutaj zatrzymały na dłużej. Bawili się przednio testując i dotykając wszystkiego, co znaleźli w zasięgu oczu. Frajdę sprawiło im rozpoznawanie dźwięków (ciągnęli za liny, które wydawały odgłosy). Zatrzymali się dłużej przy kołeczkach, które po naciśnięciu tworzyły płaskorzeźby. 

Sporo czasu spędziliśmy przy wodnych eksponatach. Chłopcy przepompowywali wodę, budowali tor z przeszkodami dla kulek, obserwowali jak działa wir, ćwiczyli zdolności manualne, naprawdę ciężko ich było od tych wodnych atrakcji odgonić.
 

Udało nam się także odkryć korzenie cywilizacji: szyfrowaliśmy napisy pismem hieroglificznym, próbowaliśmy sklecić wiersz i konstruować łuki, a wierzcie mi, to nie takie proste na jakie wygląda. Adaś i Tomek produkowali prąd kręcąc korbką i oświetlając mini domek.
 
 Obejrzeliśmy wystawę kół - od momentu ich wynalezienia, do momentu, gdzie ich różne rodzaje wykorzystywane są we współczesnym świecie. Pokazałam im także jakie wzory można narysować za pomocą rozety.
 
 Mnie wciągnął świat iluzji m.in. symulator lotu na księżyc albo odbicie w lustrze (uwaga: lewituję w powietrzu!). To niesamowite jak potrafi oszukać nas mózg.
 Mieliśmy przyjemność dostać się do obleganego Teatru Wysokich Napięć! To jest dopiero coś! Pole magnetyczne, pioruny, łuki elektryczne - to wszystko po ciemku, na własne oczy...rewelacja.
 

Kolejna wystawa to strefa światła. Tu również obejrzymy efekty, po których mózg zupełnie wariuje i próbuje nam wmówić, że widzimy coś zupełnie nierealnego. Nie potrafię nawet o tym napisać, bo nie do końca to rozumiem. Zatrzymuję się przy rowerze pokazującym efekt Moire, a następnie przy kole strefowym, które wprawione w ruch daje efekt trójwymiarowości!
Dzieciaki w tym czasie radością uczą się mieszania barw i odkrywają, że połączenie żółtego i niebieskiego to...zielony!
 
  
Aby przejść do kolejnej wystawy trzeba pokonać pomieszczenie zwane kryjówką przestępcy. Nasz błędnik oszalał tu zupełnie (i taki jest cel tego pomieszczenia). Tracimy tu zmysł równowagi i ledwie wychodzimy trzymając się ściany, pomimo tego, że podłoga jest pozioma, a pomieszczenie równiuteńkie.
 
 Dalej czeka nas wycieczka w głąb naszego ciała. I tak wpisując wagę swojego ciała pojemnik napełnia się taką ilością wody, jaką mamy w organiźmie, sprawdzamy na wielkim języku gdzie odczuwane są poszczególne smaki, próbujemy poskładać układ pokarmowy człowieka, sprawdzamy jak działają nasze stawy. Największa frajda czeka nas przy testach. Testujemy siebie. Łukasz sprawdza jak wysoko potrafi podskoczyć (kangura nie pokonał), Adaś ryczy głośno jak lew i sprawdzamy ile decybeli wyryczał. Ja natomiast przetestowałam odczuwanie bodźców kładąc się na wyłożone gwoźdźmi łoże fakira.
Ostatnia wystawa tego dnia to Świat w Ruchu. O losie, można się tu nieźle zmęczyć. Znajdujemy tu m.in. piłki, które zawisły w powietrzu, a za pomocą strumienia powietrza można nimi sterować. Fascynujące dla Adasia było prawdziwe wirujące tornado! Dzieciaki przekonały się także jak różna lepkość mogą mieć wszelakie ciecze - od bardzo rzadkich (woda), po bardzo gęste (np. miód). Jest tu taka moc atrakcji, że nie sposób ich wszystkich opisać i sfotografować.
 
  
Ta wystawa to chyba najlepsze miejsce dla małych odkrywców. Może nie rozumieją pojęć fizycznych i zasad działania wszystkich urządzeń, ale możliwość dotknięcia i poeksperymentowania z rzeczami niecodziennymi jest ciekawa i absorbująca.
 
 
Na koniec jeszcze o urządzeniu zwanym pipedream. Długo zastanawiałam się o co chodzi patrząc na rurki i wędrujące ku górze pęcherzyki powietrza. Ale wystarczy popatrzeć na to z dużej odległości i można zobaczyć obrazek!
W CNK spędziliśmy 4,5 godziny. Nie zobaczyliśmy wszystkiego od razu. Wyszliśmy zmęczeni, pełni wrażeń.

Najlepiej wybrać się tam z samego rana, tuż po otwarciu, bo z każdą godziną przybywa ludzi. A jaka jest przyjemność eksperymentowania w tłumie gdy trzeba poczekać aby czegoś dotknąć?

Nie polecam wybierania się tam w grupie - dzieci się rozejdą, przecież każdego zainteresuje coś innego i nici ze wspólnego przebywania.
A na koniec powiem: bawcie się dobrze!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz