Select Language

piątek, 3 stycznia 2014

Innsbruck czyli małe miasto w dużych górach

Mój mąż marzył o zobaczeniu Innsbrucka od dawna. 5 lat temu będąc w Monachium zepsuł nam sie 14-letni cientak i z wycieczki do Austrii musieliśmy zrezygnować. Będąc u Ady i Szymona w Monachium w sierpniu 2012 postanowiliśmy zrealizować nasz plan odwiedzin stolicy Tyrolu. 
Nie wiem dlaczego Innsbruck wydawał mi się wielkim miastem, a okazało się, że liczy sobie "tylko i aż" 120 tysięcy mieszkańców. Stąd pochodzą słynni skoczkowie: Gregor Schlierenzauer oraz Andreas Kofler.
Pierwszy i znany wszystkim obiekt w Innsbrucku jaki zobaczyliśmy to skocznia narciarska - Skocznia Bergiselna. Był to dla nas kolejny taki obiekt w przeciągu ostatnich kilku dni, więc nawet nie wchodziliśmy na nią. Interesowało nas miasto leżące w dolinie rzeki Inn, które pokochałam od pierwszego wejrzenia, bo wyglądało tak:




Po przejściu na starówkę od razu udaliśmy się w kierunku słynnego Złotego Dachu. Goldenes Dachl jest uwieńczeniem ślubu cesarza Maximiliana I i córki mediolańskiego księcia – Bianki Marii Sforzy. Dach ten zdobi 2738 złoconych lśniących miedzianym połyskiem gontów. Sugeruje dobrobyt panujący w mieście oraz szczęście tutejszych mieszkańców i pięknie połyskuje w pełnym słońcu, co mieliśmy okazję podziwiać.
Długo spacerowaliśmy po najsłynniejszej w mieście Maria-Theresien-Straße
i nie mogliśmy wprost opuścić tego miejsca. Pięknie wygląda stamtąd widok na miasto, szczyty Nordkette i kolumnę św. Anny :

Brama triumfalna:

Wdepnęliśmy również do firmowego sklepu Svarovskiego  (fabryka kryształów znajduje się kilkanaście km za miastem i mamy j ą w planach kiedyś odwiedzić). Co za cuda! Od kilkunastu do kilkunastu tysięcy euro za unikatowe świecidełka!
Odwiedzając Innsbruck koniecznie należy udać się w kierunku cesarskiej rezydencji:  Hofburg. Zamek uznany został za jedną z trzech najważniejszych kulturalnych budowli Austrii obok wiedeńskich zamków Hofburg i Schönbrunn.
Imponujące jest także wnętrze położonej nieopodal zamku Katedry Św. Jakuba. 
Na koniec dnia chcieliśmy jeszcze wjechać wagonikiem na górę (stacja górna ok. 2500 n.p.m.), ale niestety spóźniliśmy się. Ostatni wjazd odbywał się w chwili gdy poszłam zapytać o cenę biletu. No cóż, będzie po co wrócić;-)

W drodze powrotnej zajrzeliśmy jeszcze na chwilę do bawarskiego miasteczka Rosenheim, gdzie właśnie odbywała się imprezka łudząco przypominająca monachijski Oktoberfest:





2 komentarze:

  1. Będąc w Innsbrucku odwiedziłam sklep Svarovskiego, jednak jest to ułamek tego co oferuje sklep przy Muzeum Svarovskiego w Wattens.
    Fajna relacja o Innsbrucku.

    OdpowiedzUsuń