Droga powrotna do z Gdyni do Warszawy podczas sierpniowych upałów to był istny koszmar. Wysokie temperatury (bo nie uruchomimy klimy na full przy dwójce maluszków), ciasno w samochodzie (wracaliśmy w pięcioro w tym 2 foteliki), dwóch małych ancymonów wyjących momentami na dwa głosy...szkoda gadać.
Ratowaliśmy się częstymi postojami, z czego jeden z nich to wizyta na polach pod Grunwaldem, który zawsze traktowaliśmy pon macoszemu i wizytę na słynnych polach odkładaliśmy na bliżej nieokreśloną przyszłość.Udało się w końcu 19 sierpnia 2012 roku..
O bitwie pod Grunwaldem (15/07/1410 r.) nikomu specjalnie opowiadać nie trzeba. Jest jedną z największych średniowiecznych bitew Europy. A stoczyły ją zjednoczone wojska polsko-litewskie z zakonem krzyżackim, który liczył wówczas 51 chorągwi. Jak wszyscy wiemy bitwa zakończyła się druzgocącą porażką Krzyżaków.
Musiałam pobiec do tego kamienia, bo wiążą się z nim wspomnienia mojego taty;-) Mój tato w czasie tej przysięgi grał na werbelku w orkiestrze reprezentacyjnej Wolska Polskiego, co zawsze podkreśla opowiadając wojskowe anegdotki. Tato, fotka jest dla Ciebie :-)
Na wielkim polu bitwy znajduje się obecnie Pomnik Zwycięstwa Grunwaldzkiego. Składa się z jedenastu 30-metrowych masztów symbolizujących sztandary polskich i litewsko-ruskich chorągwi.
To tu król Jagiełło przyjął 2 nagie miecze ofiarowane przez Krzyżaków, to tu żołnierze śpiewali Bogurodzicę - pieśń uznawaną jako pierwszy hymn Polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz