Są w Polsce miasteczka, w których wydaje się, że czas zatrzymał się na dobre ze 100 lat temu. Jednym z takich miejsc jest położona w województwie małopolskim Lanckorona. Nazwa wywodzi się od niemieckiego słowa "land" - kraj i "krone" - korona. To tu król Kazimierz Wielki polecił wybudować niewielki zamek, który jako obiekt strategiczny - strzegł granicy między Księstwem Oświęcimskim a ziemią krakowską.
Dlaczego warto tu przyjechać? Dla świętego spokoju. Dla oddechu. Aby tworzyć sztukę. Żeby zwolnić tempo życia i poczuć klimat tych pięknych drewnianych domeczków, wąskich uliczek i posmakować ręcznie robionych specjałów jakie można zakupić na tutejszym ryneczku. Tak naprawdę rynek to serce tego miejsca. Wokół niego stoi drewniana zabudowa z XIX wieku. W 1868 roku wiele budynków strawił ogromny pożar, ale niektóre z chat ocalały, a reszta została odbudowana.
W drodze na zamek mijamy kościół, którego historia również sięga czasów Kazimierza Wielkiego. Niestety po tamtym kościele nie ma już śladu, został zniszczony podczas konfederacji barskiej. Do samego zamku nie dotarliśmy. Widzieliśmy jego ruiny z daleka, otoczenie dość zaniedbane, podczas naszej wizyty lał deszcz, a finalnie padł nam akumulator i musieliśmy skupić się na tym by reanimować samochód i wrócić jeszcze do domu:-) Zamek zapisał się w historii w roku 1768 roku, gdy przejęli go konfederaci barscy, a Kazimierz Pułaski odniósł zwycięstwo nad wojskiem rosyjskim. W późniejszym okresie władze Galicji zaadoptowały zamek na więzienie, a po przeniesieniu więzienia do Wadowic budowlę w Lanckoronie wysadzono w powietrze.
Kocham Lanckoronę i cieszę się, że mam do niej nie daleko, mieszkam w Krakowie. Zawsze można wpaść do Arki na pyszne ciacho i kawę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń