Od dawna marzyła nam się podróż na Węgry. Akurat to marzenie było całkiem łatwe do spełnienia. Trzeba było poczekać na odpowiedni moment i hop na południe.
A jeśli Węgry to oczywiście Eger - miasto słynące nie tyle z zabytków (choć to też), co z produkcji wina Egri Bikaver - tzw. byczej krwi. Zanim pokażę Eger opowiem o dobrodziejstwie tego co w butelce-:)
Egri bikaver to najbardziej znane (obok Tokaju) wino węgierskie. Jego podstawą są min. 3 szczepy winorośli z kilkunastu dopuszczalnych, przy czym żaden szczep nie powinien dominować w smaku wina. Jest to wino czerwone, wytrawne, lekko cierpkie. I choć nie jesteśmy fanami tak ciężkiego wina to musieliśmy go spróbować właśnie tu, w Egerze. Z resztą, przyjechaliśmy smakować nie tylko procentowe trunki.
Zachodnie okolice Egeru, tzw. Dolina Piękniej Pani (Szépasszony-völgy) to teren słynący z uprawy winorośli, gdzie w małych piwniczkach można posmakować przeróżnych gatunków win, w tym oczywiście wspomnianego wyżej wina Egri Bikaver.
Ale Eger jest wart zobaczenia nie tylko od strony, hmmm, nazwijmy to
"sommelierskiej". Spędziliśmy tu dwa przemiłe popołudnia, zupełnie nie
nastawieni na bieganie po muzeach, ale na smakowanie, spacerowanie i
szeroko pojęty chill out:)
Około 1009 roku św. Stefan założył tu biskupstwo. Nad starówką wnosi się niewielki zamek wraz z murami obronnymi. Była to najpotężniejsza swego czasu warownia w tej części kraju. Najsłynniejszym faktem historycznym dotyczącym zamku jest to, że dzielny Istvan Dobo w 1552 roku przez 5 tygodni dzielnie i skutecznie odpierał najazd armii tureckiej liczącej 80 tysięcy żołnierzy. Główny plac w mieście nosi imię tego bohatera. Legenda głosi, że podczas tego oblężenia polewano żołnierzom wino by mieli więcej energii, a Turcy widząc na ich brodach strugi czerwonej cieczy doszli do wniosku, że obrońcy Egeru piją byczą krew. Dzięki temu mieli zyskać siłę byka. Zadrżeli Turcy i odpuścili atak po kilku tygodniach.
Miasto przywitało nas burzą i ulewą, ale także przepysznymi lodami i sprzedawcą krzyczącym "dzień dobry Polacy!". Sporo rodaków odwiedza te rejony. Na niewielkiej starówce znaleźliśmy całkiem miłe dla oka miejsca. Na Dobo Istvan Ter znajdziecie pomnik bohatera, a także zabytkowy kościół Minorytów. W bliskiej odległości znajduje się XVII-wieczny minaret, na który za opłatą można wejść.
Warta uwagi jest także Bazylika św. Jana - druga co do wielkości świątynia na Węgrzech, a tuż przy niej budynek Liceum, w którym znajduje się m.in. zabytkowa biblioteka (niestety zamknięta podczas naszego pobytu) i niewielkie obserwatorium astronomiczne z kamerą obscura. Jeśli nie mieliście okazji zobaczyć wcześniej jak to działa - koniecznie się wybierzecie. W Egerze można skorzystać także z dobrodziejstw wód termalnych w tamtejszym kąpielisku.
Około 10 kilometrów od miasta w miejscowości Egerszalok "wyrosła" ciekawa osobliwość przyrody. Powstały tu bowiem na wzgórzu tarasy trawertynowe, które wypełnione są wodą termalną o temperaturze 65-68 stopni. Przypominają do złudzenia tureckie Pamukkale. W okolicy tarasów powstało spore uzdrowisko, postawiono potężny hotel, który niestety psuje wrażenia widokowe. Nie mniej jednak warto tu zajrzeć i obejrzeć unikat na skalę europejską.
W okolicy Eteru jesteśmy średnio co 2lata Jakoś rodzinnie upodobalismy sobie ten rejon i lubimy tam wracać
OdpowiedzUsuńDo tego wody termalne wino i prawdziwy odpoczynek...
Egeru oczywiście nie Eteru ...
UsuńBo do niewielkich klimatycznych miasteczek warto wracać. My zakochalismy się jeszcze w Szentendre. Bajka!
UsuńJak patrzy się na takie zdjęcia, to człowiek natychmiast chce się pakować i wyruszać w podróż :) Tylko czekać na urlop. Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńTo co, kolejny urlop na Węgrzech czy inne plany?
UsuńTrawertyn podobny do tego w pamukkale. Ciekawie to wygląda..
OdpowiedzUsuńFajne, chronione, nie można sobie do tego wejść tak po prostu.
UsuńTe wczasy jak widać były bardzo udane.
OdpowiedzUsuń